Jakieś 3 tygodnie temu ściągnąłem sobie paczkę five starów Meltzera z japońskich federacji (AJPW, AJW, JWP, NOAH i NJPW). Przez chwilę miałem nawet plan, aby obejrzeć wszystkie walki pięciogwiazdkowe (także te amerykańskie i meksykańskiego rodzynka), a potem założyć osobny temat, w którym omawiałbym każdą z nich, ale uznałem, że za dużo z tym zachodu, a sam temat ze wszystkimi walkami dałbym pewnie pod koniec przyszłego roku.

Dlatego łatwiej będzie, jeśli co jakiś czas będę wstawiał jakieś 10 fajfstarów, które ostatnio oglądałem. Postanowiłem iść kolejnością Japonia -> Meksyk -> USA, a federacje pójdą alfabetycznie, więc na pierwszy ogień idzie AJPW:
1. Stan Hansen & Bruiser Brody vs Dory Funk Jr. & Terry Funk (08.12.1984) - ****1/2Jedna z wielu bardzo charakterystycznych dla tego okresu walk. 4 zawodników w bardzo mocnej, bardzo stiffowej walce. Tak w sumie to mamy tu 4 z najlepszych brawlerów w historii, a na pewno ta czwórka należała do najlepszych swojego okresu. Szkoda tylko, że zakończyła się tak, jak się zakończyła, bo już ostrzyłem sobie zęby na końcówkę, a tu wuj. Btw. Hansen i Brody się nie pierdolą – oni nie uderzają przeciwnika krzesłem, oni używają stołu.
2. Kuniaki Kobayashi vs Tiger Mask (09.03.1985) - ****1/2Oglądałem tę walkę po raz drugi i choć za pierwszym razem dałem 5 gwiazdek, to naszło mnie jednak coś, aby zrewidować ocenę. Mam na to 2 argumenty – mogliby powalczyć jeszcze z 3-4 minuty, by mnie uszczęśliwić, a i zakończenie w postaci Double Count Outu to chyba nie jest zakończenie wielkiej walki. Nie zrozumcie mnie źle, czasami pasowałoby to, gdyby miałoby to na celu większe podpromowanie feudu czy coś podobnego. Tutaj jednak nie dało się tego wyczuć, stąd „tylko” 4,5.
3. Genichiro Tenryu vs Jumbo Tsuruta (05.06.1989) - *****Walka, którą niektórzy nazywają meczem lat 80. Nie obejrzałem tylu starć, aby w stu procentach się zgodzić z tymi stwierdzeniem, ale coś w tym jednak może być. Gdy ktoś pierwszy raz będzie oglądał w jednym starciu Tenryu i Tsurutę, to na pewno bardzo ciężko ich rozróżnić. Jest jeden sposób – Tenryu ma żółte buty.

Sama walka to perfekcyjne, powtarzam, perfekcyjne panowanie nad publiką, która bezsprzecznie chce zwycięstwa Tenryu nad broniącym tytułu Tsurutą. Świetne ostatnie pięć minut, reakcja na zakończenie niezapomniana. Tak się robi pojedynki.
4. Mitsuharu Misawa vs Jumbo Tsuruta (08.07.1990) - *****W trakcie tego pojedynku odniosłem wrażenie, jakbym miał deja vu – no tak, to taka sama sytuacja, jak z pojedynkiem z roku poprzedniego, tylko rywal Jumbo jest inny. Dla Misawy to pierwszy Main Event po tym, jak stracił maskę Tiger Maska i dano mu szansę pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Decyzja dość dziwna, bo to trochę jakby pushować jakiegoś młodziana, który dopiero co stracił maskę. Jak pokaże przyszłość, ryzyko przyniosło olbrzymi skutek, bowiem tym meczem narodzi się legenda Misawy jako niesamowitego zapaśnika. Stanowczo oglądać, bo takie rzeczy rzadko się zdarzają.
5. Akira Taue, Masanobu Fuchi & Jumbo Tsuruta vs Mitsuharu Misawa, Toshiaki Kawada & Kenta Kobashi (19.10.1990) - *****Szóstka zawodników, która przejdzie chyba do legendy. Taue, który chce nakopać Kawadzie (i vice versa), Tsuruta, który dalej ma porachunki z Misawą, Kobashi jako underdog, który chce pokazać, że się nie poddaje i Fuchi jako jeden z lepszych Jr. Heavyweightów w historii AJPW (pominę to, że ta dywizja w AJPW nigdy świetna nie była). Dajmy im prawie pół godziny, niech robią co chcą, a publiczność oszaleje z powodu zajebistości tego starcia. Chyba prosty przepis, nie? Polecam, jak chyba zawsze, ostatnie 5-7 minut, zajebistość wkracza na poziom, na który przed nimi chyba nikt nie wszedł. Aż szkoda, że nie piszę opinii walka po walce, bo bardzo wysoki poziom tej walki został przyćmiony przez następną, w której…
6. Akira Taue, Masanobu Fuchi & Jumbo Tsuruta vs Mitsuharu Misawa, Toshiaki Kawada & Kenta Kobashi (20.04.1991) - *****…no właśnie, znowu spotkała się ta sama szóstka. Tym razem jednak Tsuruta i Misawa jeszcze bardziej pałają żądzą do walki, Taue i Kawada chcą się nawzajem po prostu pozabijać, a Kobashi znowu chce pokazać, że choćby i go trzymali w defensywie przez 20 minut uniemożliwiając zmianę z kolegami z drużyny, to i tak się nie podda i nie da odliczyć. Zapomniałem o czymś? Ach tak, walka trwa PIĘĆDZIESIĄT JEDEN minut, a oni cały czas utrzymują bardzo wysokie tempo, może poza Taue i Kawadą, którzy momentami naprawdę są bliscy pozabijania się nawzajem. Obejrzyjcie, żeby się zgodzić lub nie zgodzić z tym, co napiszę, bo moim zdaniem to najlepszy Six Man Tag jaki oglądałem w życiu. Jeśli coś z tej paczki pobije to starcie, to… O Jezu.
7. Akira Taue, Masanobu Fuchi & Jumbo Tsuruta vs Mitsuharu Misawa, Toshiaki Kawada & Kenta Kobashi (22.05.1992) - ****3/4Ta szóstka chyba już mi się zaczyna przejadać.

Kolejne trwające ponad pół godziny starcie na bardzo wysokim poziomie, choć z mniejszą intensywnością niż poprzednio. Niby daję 4,75, ale na tle poprzednika wygląda to tak blado, że aż prawie nie pamiętam, co się tam działo, chociaż piszę komentarz do tej walki zaledwie 2 dni po jej obejrzeniu (w przypadku innych, np. Tenryu vs Tsuruta jest inaczej, tą pamiętam całkiem dobrze). Czy to znaczy, że nie powinniście jej oglądać? Oczywiście, że nie. Takie starcia zawsze warto, polecam.
8. Kenta Kobashi & Tsuyoshi Kikuchi vs Doug Furnas & Dan Kroffat (25.05.1992) - *****Yyy, tak, Meltzer dał 2 five stary 2 walkom, które odbyły się na przestrzeni 3 dni w jednej federacji, ostro.

A tu działo się dużo, bardzo dużo, bo wszystko było na swoim miejscu. Siła i zwinność gaijinów, fighting spirit underdoga Kikuchiego i jak zawsze niesamowity Kobashi. No i rzecz jasna niesamowita publiczność. Z tak głośną, tak żywiołowo reagującą publiką rzadko można się spotkać, a walczyć przy takiej to najwyższy zaszczyt w karierze zawodnika. A ten fenomenalny wybuch radości, gdy okazuje się, że to faworyci publiczności wygrywają… Coś wspaniałego. I nie dziwi fakt, że czytelnicy Wrestling Observera uznali to starcie za najlepsze w 1992 roku.
9. Kenta Kobashi & Tsuyoshi Kikuchi vs Yoshinari Ogawa & Masanobu Fuchi (05.07.1992) - ****1/2Nie spodobało mi się to starcie, a przynajmniej nie spodobało na tyle, by dać te 5 gwiazdek. Dzięki jak zawsze świetnej publice udało się jakoś dać „aż” 4,5. Walka bardzo podobna do poprzedniej (w dodatku jeszcze ucięto początek, pewnie dlatego, by całość zmieściła się w telewizji), zwłaszcza pierwsza połowa – Kikuchi dostaje łomot, wydostaje się z opresji, zmienia z Kobashim, który niby robi porządek, ale chwilę później to jego okładają. W połowie Kobashi po moonsaulcie kontuzjuje sobie kolano (nie pierwszy i nie ostatni raz) i przez moment wyglądało to naprawdę groźnie. Jeśli ktoś pójdzie moim śladem i postanowi obejrzeć obie walki w niedużej różnicy czasowej – u mnie 1 dzień – to łatwo będzie mu dostrzec podobieństwo, a przez to ocena pewnie będzie niższa. Jezus Maria, zacząłem o walkach ****1/2 mówić jak o Hardy vs Sting i to tylko dlatego, że nie spodobały mi się tak samo, jak spodobały jakiemuś dziennikarzowi hen za Wielką Wodą.
10. Toshiaki Kawada vs Kenta Kobashi (14.04.1993) - ****3/4Wreszcie coś innego niż Tagi i 6 Man Tagi. Niestety, ta walka jest tak przycięta, że jest tylko jej druga połowa, na YT też wyłącznie clip. Szkoda, bo chętnie zobaczyłbym całość i kto wie, może gdzieś znalazłbym tę ¼ gwiazdki. Tak się akurat złożyło, że te 10 minut z tej walki jest nawet podobne do starcia Ishiiego z Shibatą z zeszłorocznego Climaxa (ona też jest w paczce). Mnóstwo nearfalli, głośna publiczność (czy ja czasem nie wspominałem o tym już jakieś 5 razy?) i dwójka zawodników na absolutnym topie. No czego chcieć więcej? Ach tak, zaginionej pierwszej części.

(ciekawy fakt, Kobashi pojawia się już 6 raz z rzędu)
11. Jun Akiyama, Kenta Kobashi & Mitsuharu Misawa vs Toshiaki Kawada, Akira Taue & Yoshinari Ogawa (02.07.1993) - *****No, to wracamy do normy, czyli do 6 Man Tagów. Walka podgrzewająca feud Misawy z Kawadą, który stanowił „główny pojedynek” tego starcia. Jeśli jeszcze znaleźć dwa pozostałe, to dałbym tu Kobashi vs Taue i Akiyama vs Ogawa. Ogólnie działo się bardzo dużo. Akiyama, z racji bycia najmniej doświadczonym, był głównym, obok Kobashiego (ale jego można pominąć, on zawsze był obijany w swoich walkach), chłopcem do bicia. Ekscytacja sięgała zenitu, gdy w ringu znajdowali się wyżej wymienieni Kawada i Misawa, łatwo było wyczuć, że to coś więcej niż zwykły pojedynek między nimi. Podobała mi się końcówka, z pięknym moonsaultem Kobashiego z górnej liny. Chętnie zobaczyłbym tak z 5 minut więcej, by wszyscy weszli na jeszcze wyższy poziom zajebistości, ale i tak wystarczyło to do dania im 5 gwiazdek.